Jan Jerzy Milewski (1 VIII 1950 – 19 II 2025)
PO PROSTU PAN DOKTOR

Twórca i wieloletni redaktor „Biuletynu Historii Pogranicza”, Jan Jerzy Milewski, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych białostockich historyków. Życzliwy, wyrozumiały, ciepły – takim będą go pamiętać jego uczniowie i współpracownicy. Żal wielki, że już go nie ma wśród nas.
Pasją doktora Milewskiego była historia. Studia historyczne ukończył w 1974 r. i został zatrudniony na Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, w 1997 przekształconej w Uniwersytet w Białymstoku. W 1983 r. obronił pracę doktorską napisaną pod kierunkiem prof. Andrzeja Garlickiego. W 2000 r. rozpoczął pracę w białostockim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej.
Trudno jest wymienić wszystkie aktywności, którym oddawał się przez całe życie. Przede wszystkim był cenionym pracownikiem naukowym oraz bardzo lubianym przez studentów wykładowcą. Jako pracownik najpierw Filii UW, potem UwB pełnił szereg różnych funkcji: był prodziekanem Wydziału Humanistycznego (1982–1985, 1996–1999), wicedyrektorem Instytutu Historii (1992–1994, 1999–2000), kierownikiem Studium Podyplomowego w Instytucie Historii FUW (1985–1991). W latach 1983–1987 pełnił funkcję prezesa Zarządu Środowiskowego Akademickiego Związku Sportowego w Białymstoku. Pracując w oddziale IPN przez wiele lat był najpierw kierownikiem Referatu Badań Naukowych, a następnie naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej.
Od momentu podjęcia pracy naukowej związany był z Polskim Towarzystwem Historycznym i przez cały czas bardzo aktywnie działał na jego rzecz. Trzykrotnie powierzono mu funkcję prezesa białostockiego oddziału PTH. Przez wiele lat był członkiem Prezydium Oddziału, sekretarzem Zarządu Oddziału, sekretarzem Komitetu Okręgowego Olimpiady Historycznej (organizowanej przez PTH). To dr Milewski organizował konferencje i promocje książek, prowadził spotkania z zaproszonymi gośćmi, zainicjował Zaduszki Historyczne.
To on wymyślił „Biuletyn Historii Pogranicza” – pismo, które skupiało się na historii pogranicza polsko-białorusko-litewskiego, ale też prezentowało życie naukowe w Polsce, Białorusi i na Litwie. Do pracy nad „Biuletynem” zaprosił grono znakomitych badaczy zza naszej wschodniej granicy, m.in. Algisa Kasperavičiusa, Arvydasa Nikžentaitisa, Rimantasa Miknysa, Aleksandra Krawcewicza, Aleksandra Smalianczuka. Jako redaktor „Biuletynu” (nie lubił, kiedy mówiło się o nim: redaktor naczelny) przygotował 18 numerów pisma. Jakkolwiek zapraszał do współpracy wszystkich chętnych, to gros zadań redakcyjnych wykonywał sam.
Jego zainteresowania badawcze skupiały się głównie na dziejach Polski północno-wschodniej w okresie międzywojennym i w latach II wojny światowej. Pisał o społecznościach Białegostoku, Suwałk, Lipska i Grodna – do tego ostatniego miasta jeździł często i chętnie, zapraszany na konferencje, ale także po to, aby pracować w archiwum. Interesował się też relacjami polsko-żydowskimi w czasie II wojny światowej oraz jako jeden z pierwszych badaczy prowadził systematyczne badania nad obławą augustowską (był autorem tego określenia), walnie przyczyniając się do rozpowszechnienia wiadomości o tej zbrodni.
Powtarzał często: „Trzeba szukać tego, co łączy” – i sam konsekwentnie stosował się do tej zasady. Był bardzo zaangażowany w dialog z historykami z Białorusi i Litwy, w połowie lat 90. zasiadał w polsko-białoruskiej Komisji ds. Podręczników Historii, zainicjował też współpracę z rosyjskim Stowarzyszeniem „Memoriał”. Dogadywał się z ludźmi niezależnie od ich pochodzenia, wykształcenia czy wyznania. Budził ogromną życzliwość i sympatię.
Często można było go zobaczyć objuczonego torbą wypełnioną książkami, papierami, gazetami. Był wszędzie: w archiwum, w czytelni, na uniwersytecie, na różnego rodzaju wiecach i spotkaniach… Dużo czytał, dużo pisał (dorobek dr. Milewskiego to ponad 300 publikacji). Jedną z jego najważniejszych książek była synteza pt. Województwo białostockie. Zarys dziejów 1919–1975 (Białystok 2011). Uczestniczył w wielu konferencjach naukowych, chętnie zabierał głos w dyskusjach, często wypowiadał się dla radia i telewizji, publikował na łamach lokalnej prasy, pojawiał się w szkołach. Miał swoje zdanie, swoje opinie, które otwarcie wyrażał, ale zarazem był pełen zrozumienia dla ludzi prezentujących odmienny punkt widzenia. Mimo ogromnego dorobku naukowego nigdy się nie habilitował, bo zawsze brakowało mu na to czasu, zawsze miał coś ważniejszego do załatwienia.
Krytykował, ale była to krytyka konstruktywna. Interesował się tym, co się dzieje wokół – czy to w Białymstoku, czy w regionie, czy za naszą wschodnią granicą. Miał ogromne poczucie humoru, nie stronił też od złośliwostek, ale zawsze jakoś zabawnych, zawsze inteligentnych, celnych, takich, które nieraz się powtarzało (i powtarza!) jak najlepsze dowcipy.
Był uważny na innych ludzi i bardzo otwarty. Nigdy nie odmawiał pomocy. Jego uczniowie i współpracownicy mówili o nim zazwyczaj Pan Doktor – i już było wiadomo, o kogo chodzi. Bo choć doktorów jest wielu, to TAKI był tylko jeden.
Panie Doktorze, bardzo nam Pana brakuje.